wtorek, 20 lipca 2010

XXXL

Dzięki mi madre oraz madre niedźwiedziowej jestem jakieś piętnaście kilo grubsza. Cholera jasna psiakrew. Absolutnie nie będę się przejmować, nic a nic (kurwa, kurwa, kurwa).

------------------------------------------------------

Szczur ochrzczony. Stówka i dwa punkty karne na trasie Kraków - Lublin. Mogło być gorzej. Sto dwadzieścia na terenie zabudowanym złagodził tymczasowy awans społeczny na narzeczoną i moje nieudane próby wypięcia brzucha pod sukienką. Policjant okazał się łaskawy, choć mam teorię, że bardziej od moich wygibasów ujął go fakt pracy Pana Niedźwiedzia w gpsach użytkowanych przez służby mundurowe. Tak czy siak za tą kasę miałabym naprawdę przyzwoite perfumy. Z wyprzedaży.
Po słodkich czterech dniach nicnieróbstwa i napotykania panów w niebieskich giezłach powróciłam do pracy i toczę wokół błędnym wzrokiem - czegoś ode mnie chcą, dużo ode mnie chcą i to już natychmiast. Zwiałam w czwartek wieczorem po moim niechlubnym zbłaźnieniu się przed wicemarszałkiem i panią dyrektor pewnej instytucji (pani owa posiada naprawdę ładne okulary motylki od dolce & gabbana i jest to jedyna miła rzecz, którą jestem w stanie na jej temat powiedzieć). No, w każdym razie po tym strasznym czwartku byłam święcie przekonana, że mnie zniszczą i spopielą, ale jakoś tego nie uczynili. Dziś biorą odwet i wymagają nie wiadomo czego, więc pokornie wracam do roboty. Żeby nie było - władzy nad moimi myślami nie mają, w związku z czym już zacieram rączki w oczekiwaniu na wieczorne łobuzowanie na barce z okazji urodzin Camilli.

Brak komentarzy: