czwartek, 19 marca 2009

Dziesiątka klepnięta

Przytłacza mnie milion spraw do załatwienia/dogadania/zaklepania/pamiętania/zapisania/zadzwonienia. Spraw mało miłych i niełatwych, ale w ogólnym rozrachunku prowadzących do czegoś bardzo dobrego. No ale.

Od soboty zasiedlam Stare Podgórze, we własnych czterech ścianach. O skośnych sufitach, bajwełej;) Odkrywam jeżdżenie tramwajem do pracy i pewną odległość do oberży kolorowej, w wyniku czego moje wieczorne życie codzienne uległo znacznej zmianie. Miast filozofować myślą bynajmniej nie filozoficzną wśród śmiechu znajomych zajmuję się rozpakowywaniem pudeł i pudełeczek, kartonów, waliz i toreb wszelakich, w jakich zgromadziłam swe dobra. Pewnien etap życia za mną, a póki co - jednak trochę smutno. Codziennie rano, przekraczając most na Krakowskiej i wjeżdżając na Kazimierz czuję, że przez te dwa przystanki jestem w domu. W końcu spędziłam tam ładnych kilka lat, znam każdy zakątek i każdą bruzdę wyrytą na kamienicach. jeszcze ciężko powiedzieć mi o Podgórzu - dom. A mam niestety lub stety skłonność do wtapiania się w otoczenie. Za kilka miesięcy to się pewnie zmieni, tymczasem - będąc w nominalnym domu spoglądam za Wisłę na coś, co nigdy nie było domem faktycznym i trochu...tęsknię. A radość w głowie i tak ogromna, bo pełna oczekiwania..!

Brak komentarzy: