czwartek, 18 października 2012

Miasto do życia się nie nadaje wcale

W mieście jest brzydko, jest szybko i za dużo psycholi upośledzonych w ten taki nieprzyjemny sposób.
Chcę bardzo za górę, za rzekę, za siedem jezior, kawałek mieć lasu, kawałek pola i dobrze wysuszone drewno na chałupę. Spokój, zajęcia, które mają sens.

W mieście Kraków otwierają się nowe wystawy i powstają nowe knajpy, koledzy leją nowe napitki w nowym gronie, a ja mam dość dość dość. Brakuje sensu w czymkolwiek, bo przecież to nie może być tak, że człowiek żyje w sposób nie pozwalający mu regularnie pobrudzić rąk, zatrzymać się, pomyśleć i zawrócić w razie czego, powiedzieć: "to nie to, to nie tak, to nie Ci ludzie", mieć prawo do błędu i nie musieć gonić za wszystkim po kolei. A tu dupa, kredyt hipoteczny i fochy fochy, jak się odwrócisz na chwilę i spróbujesz pójść swoją drogą. Kurwa, a może ja jestem za mało odważna po prostu.

Wszystko nie tak. Tyle dobrze, że przyjedzie niedługo Łoles i ona zrozumie.

Brak komentarzy: